4 lipca to dzień protestu mediów w Polsce. I to nie tylko tych małych, lokalnych, ale także największych ogólnopolskich.
Po raz pierwszy od 30 lat polski Sejm znowelizował przepisy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Podczas prac sejmowych ustalono zapisy, które nie są korzystne dla polskich mediów. Większość posłów nie uwzględniła też postulatów wydawców, którzy walczyli o wyrównanie swojej pozycji wobec platform cyfrowych, zaś niektóre ze zmian zostały przyjęte na kilka dni przed głosowaniem na sali plenarnej, bez wcześniejszych konsultacji. Ta sytuacja może zagrażać przyszłości rynku medialnego w Polsce.
Obowiązująca ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych weszła w życie w 1994 roku. Przez ostatnie trzy dekady dokonał się olbrzymi skok technologiczny, między innymi za sprawą powszechnego dostępu do internetu. Oglądanie filmów i seriali czy słuchanie muzyki na platformach streamingowych to obecnie codzienność, podobnie jak korzystanie z mediów internetowych, które przekazują informacje za pośrednictwem portali. Jednocześnie użytkownicy sieci mają dostęp do mediów społecznościowych czy firm technologicznych, którzy swoimi kanałami przekazują treści. Aktorzy, muzycy, ale również i dziennikarze pracują obecnie w zupełnie innych realiach rynkowych niż jeszcze w latach 90.
Nowelizacja ustawy wynika z konieczności dostosowania do prawa polskiego dwóch unijnych dyrektyw, tzw. DSM i SATCAB II. Pierwsza z nich obejmuje kwestie związane z eksploatacją utworów w środowisku cyfrowym; to na jej podstawie środowiska twórców walczyły o „tantiemy z internetu”. Druga zaś mówi m.in. o stworzeniu warunków dotyczących rozpowszechniania w danym kraju programów telewizyjnych i radiowych pochodzących z innych państw członkowskich, a także o licencjach na korzystanie z utworów i przedmiotów praw pokrewnych zawartych w nadawanych programach telewizyjnych i radiowych. Polska spóźnia się z wdrożeniem tych przepisów już trzy lata, za co mogą grozić kary ze strony unijnych organów.
Część przepisów dotyczy środowiska dziennikarzy i wydawców. Jedna z kwestii dotyczy wykorzystywania treści dziennikarskich przez platformy cyfrowe, takie jak Meta (właściciel Facebooka) czy Google. Za ich pośrednictwem internauci mają dostęp do artykułów publikowanych w ogólnopolskich czy lokalnych mediach. W toku prac w komisji sejmowej Lewica proponowała, by tego typu firmy technologiczne, zwane powszechnie big-techami wypłacały część z zysków osiąganych na reklamach przy wyświetlaniu treści. Poprawka, którą poparli także posłowie Prawa i Sprawiedliwości, nie znalazła uznania większości – tak samo jak i ta, która mówiła o pośrednictwie Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów w sporach między wydawcami a big-techami.
Dostęp do portali internetowych czytelnik może mieć zarówno bezpośrednio przez witrynę danego medium, jak i pośrednio – przez wyszukiwarkę czy media społecznościowe. Ten drugi kanał ma niebagatelne znaczenie. Z jednej strony generuje ruch u wydawcy, z drugiej – dostarcza treści samym big-techom. W praktyce jednak to ta druga ze stron czerpie większe korzyści – treści są dostarczane za darmo, zaś zysk z ich wyświetlania nie trafia do twórców.
Jeszcze podczas prac nad projektem do marszałka Sejmu wpłynęły postulaty Izby Wydawców Prasy, która podkreślała, że w obecnym brzmieniu przepisów brakuje zapisów o prawach pokrewnych wydawców prasy, które wyrównywałyby szanse z big-techami. Dodano jednocześnie, że obecne prawo nie mówi o tym, co dzieje się w sytuacji braku kompromisu między wydawcą a platformą cyfrową. Apel wystosowali też wydawcy, wskazując, że zapisy ustawy mogą doprowadzić „do upadku wielu firm medialnych”, a także do sytuacji, w której dostęp do wiarygodnych informacji będzie wyłącznie płatny.
Drugą znaczącą dla mediów kwestią jest reemitowanie. Zapisy mówiące o wprowadzeniu tantiem z reemitowania, a więc ponownego odtwarzania treści znalazły się w przegłosowanej przez Sejm wersji ustawy. Poprawka ta znalazła się wśród proponowanych zmian niespodziewanie, już na etapie prac parlamentarnych, w komisji. Przedstawiciele Polskiej Izby Komunikacji Elektronicznej, Krajowej Izby Komunikacji Ethernetowej, Związku Pracodawców Mediów Elektronicznych i Telekomunikacji Mediakom oraz Związku Telewizji Kablowych w Polsce wydali oświadczenie, w którym zwrócili uwagę, że przed przyjęciem zmiany mowa o niej nie była zapowiadana.
Projektem nowelizacji ustawy zajmie się teraz Senat. Do polityków został wystosowany list, podpisany przez polskich wydawców, redakcje i dziennikarzy, aby poparli kluczowe zmiany obejmujące rynek medialny. „Nie zabijajcie polskich mediów!” – apelują jego sygnatariusze, podkreślając, że polskie media „są częścią naszego dziedzictwa kulturowego i systemu demokratycznego i jako takie muszą przetrwać.”
„Niestety, musimy mierzyć się z groźbą, jaką jest dominacja globalnych gigantów technologicznych na rynku polskich mediów. To organizacje niezwykle potężne i wpływowe. Wskutek szybkiego rozwoju przejęły lwią część środków reklamowych finansujących dotąd polskie media. Bezkarnie i nieodpłatnie wykorzystują tworzone przez nas treści, a zyski przekazują za granicę” – czytamy w oświadczeniu.